wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 1.

  Słyszę odgłos otwieranych drzwi. Czyjeś małe stopy cichutko stąpają po drewnianej podłodze mojego pokoju. Mocniej zaciskam powieki, udając, że wciąż śpię. Tony bierze głęboki oddech, nachylając się tuż nade mną. Już otwiera usta, aby mnie wystraszyć. Cóż... Nie dziś. Teraz kolej na mnie.
- BUU! - krzyczę zrywając się z łóżka.
  Mój młodszy braciszek pisnął. Po chwili robi jednak poważną minę. Jakby go to wcale nie wystraszyło. Jeden zero dla Clary.
- Wcale się nie wystraszyłem - mówi szybko.
- Właśnie widziałam jak się NIE PRZESTRASZYŁEŚ - mówię, podkreślając dwa ostatnie słowa.
  Tony robi nadętą minę, pokazuje mi język i odwraca się do mnie plecami. Podnoszę się z łóżka, kucam obok niego i obejmuję w pasie. Oparłam brodę o jego ramię.
- No ej... - szturcham go lekko.
  Nic. Spróbuję z innej beczki.
- Tony? - nie reaguje. - Czyli mam sama zjeść tą wielką czekoladę od wujka Jamesa? - kuszę go. Wujek James tak naprawdę nie jest z nami spokrewniony. Jest kolegą mamy. Kilka razy próbował nas przekonać do zaprzestania nazywania go tak, ale jak widać nie udało mu się.
  Widzę chwilę zawahania w jego bardzo ciemnych oczach. Wzdycham i podnoszę się. Udaję, że wychodzę.
- Daj! - krzyczy Tony rzucając się na mnie.
  Zaczynam go gilgotać. Jego cienki, perlisty śmiech roznosi się po całym domu.
- CLARY!!! TONY!!! NA DÓŁ! - krzyczy mama z kuchni.
- Oho... - mruczę. - Co znowu zrobiłeś? - pytam brata.
  Spogląda na mnie zaskoczony.
- Ja??? Nic. Ty coś pewnie zrobiłaś. Znowu uciekłaś ze szkoły? 
- Już nie uciekam ze szkoły - prostuję.
- A wczoraj z Rosie? A... - nie dokańcza, bo zakrywam mu usta dłonią. 
- Idź do mamy na dół. Ja zaraz zejdę. No wypad, chcę się ubrać - poganiam go.
  Rusza w stronę drzwi. Jednak odwraca się w moją w moją stronę. Spoglądam na niego pytająco.
- Ale dasz mi tej czekolady? - pyta, a ja wybucham śmiechem.
- Dam.
  Tony wychodzi zamykając - odpowiedniejsze byłoby tu słowo "trzaskając", ale nie będę się czepiać - drzwi. Podchodzę do szafy stojącej w rogu i wyciągam z niej czarne legginsy i szarą bluzę z napisem : "Be my Romeo". W pośpiechu biorę prysznic i zakładam ubrania. Rozczesuję włosy i nakładam lekki make-up. Zbiegam po schodach na dół. Zatrzymuję się przed drzwiami kuchni. Mama rozmawia z kimś przez telefon.
- Wiem... Wiem, że miałam być w tamtym tygodniu... Jutro lub pojutrze przyprowadzę ich... Magnusie, proszę... Jeszcze nie są gotowi... Powiem im w swoim czasie... Dziękuję... Do zobaczenia. - mama odkłada słuchawkę.
  Stoję wstrząśnięta pod ścianą. Z kim mama rozmawiała? Kogo i gdzie przyprowadzi? Mnie i Tony'ego? Jaki Magnus? Na co nie jesteśmy gotowi? Po chwili wahania wchodzę do kuchni. Mama spogląda na mnie podejrzliwie. Między jej zielonymi - zupełnie takimi samymi jak moje - oczami pojawia się zmarszczka.
- Ile z tego słyszałaś? - pyta wskazując telefon, który wciąż ściskała w dłoni.
- Nic - kłamię.
- Kiedy indziej ci wyjaśnię.
  W tym momencie do kuchni wbiega Tony. Krzyczy i piszczy jak prawdziwy Indianin. Biega wokół mnie i mamy. Na jego twarzy widać ślady po czekoldzie.
- Stój! - zatrzymuję go. - Zjadłeś całą czekoladę - mówię z wyrzutem.
- Nie.
- Nie kłam!
- Ty kłamiesz!
- MAMOOO!!! - krzyczymy jednocześnie.
- Anthony i Clarisso Fray proszę się natychmiast uspokoić! - poucza mama.
  Tony pokazuje mi język. Odwzajemniam ten jakże uroczy gest. Ucieka, a jego bardzo jasne blond włosy radośnie podskakują. Zajmuje miejsce przy stole. Ja siadam na na swoim miejscu - po prawej stronie mamy i naprzeciwko Tony'ego. Sięgam po tosta i smaruję go dżemem. Biorę pierwszy kęs. Obrzucam wzrokiem moją małą rodzinkę. Tony wyjada palcem dżem ze słoika. Ma całą buzię ubrudzoną. Napotyka mój wzrok. Uśmiecha się tryumfalnie i oblizuję. Spoglądam na niego z obrzydzeniem. Mama patrzy gdzieś w bok.
- Dlaczego nas wołałaś? - pytam.
- Chciałam porozmawiać o waszym zachowaniu.
  Ups... Tony tryumfuję, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię. Blondyn zakłada ręce za głowę. Spuszczam głowę.
- I tu nie chodzi mi tylko o Clary - dodaje.
  Ha! Nie tylko ja oberwę. Z uśmiechem patrzę na Anthony'ego. Uśmiech powoli znika z jego twarzy.
- Jest mi wstyd za wasze zachowanie. Tony dlaczego wczoraj biłeś się z Dickiem?
- Ale to on zaczął!
- Dość - mama unosi rękę. - Nie obchodzi mnie kto zaczął. Masz go dzisiaj przeprosić. Zapytam jego mamy czy to zrobiłeś, więc nie kombinuj. A ty co masz mi do powiedzenia? - zwraca się do mnie. 
- Przepraszam, że uciekłam z lekcji - wybąkuję.
- Mam nadzieję, że to się nie powtórzy.
- Nigdy - obiecuję.
  W tym samym dostaję SMS-a. Wyciągam telefon z kieszeni i odczytuję go.
Rosie : Idziemy gdzieś dzisiaj po szkole? 
Ty : Na przykład? 
Rosie : No nie wiem. Może na zakupy? Albo do tego klubu za rogiem?
  Wątpię żeby mama się zgodziła, ale warto spróbować.
- Mamo?
- Tak?
- Mogę iść gdzieś po szkole z Rosie? - próbuję robić słodkie oczka.
- Nie.
- Mamo proszę...
- Wrócisz przed ósmą?
- Tak. Obiecuję - mówię. Pod stołem krzyżuję dwa palce.
- Niech będzie - wzdycha.
  Zrywam się z miejsca i przytulam mamę. Odpisuję "tak" Rosie.
- Ja chcę iść z Clary! - krzyczy Tony.
- Nie! - mówię.
- Mamo ja chcę iść z Clary!
- Nie - powtarza mama.
  Kończy się tak jak zwykle : Tony wybucha płaczem, a mama przez pół godziny go uspokaja. Wychodzimy z domu spóźnieni. Przez całą drogę nie odezwał się do mnie słowem. Idzie ze spuszczoną głową, smętnie szurając nogami. Kiedy odprowadzam go do szkoły nie odpowiada na moje "pa".
  Do szkoły docieram spóźniona dobre piętnaście minut. Biegnę pod właściwą klasę. W tym wypadku matematyczną. Delikatnie pukam i wchodzę.
- Przepraszam za spóźnienie. Musiałam odprowadzić brata do szkoły - mówię na jednym wydechu.
  Pan Waters leniwie podnosi wzrok. Zapisuje coś w dzienniku.
- Następnym razem proszę wychodzić wcześniej z domu panno Fray - obdarza mnie zimnym uśmiechem. - Proszę zająć miejsce.
  Opadam na krzesło obok blondynki o błękitnych oczach. Rosie podsuwa mi swój zeszyt, żebym przepisała temat i pokazuje ćwiczenia do zrobienia.
- To gdzie idziemy w końcu? - szepczę rozwiązując zadanie z trygonometrii.
- A gdzie byś chciała? - pyta. - Pokaż jak zrobić to zadanie - nie czekając na moje pozwolenie odwraca mój zeszyt w swoją stronę i zaczyna spisywać. Cała Rosie...
- Może na zakupy? - proponuję.
- Okej - oddaje mi zeszyt. - Podobno w tej galerii w centrum mają promocje.
  Cały dzień mija bardzo szybko. Nim się spostrzegłam już szłam ramię w ramię z Rosie w stronę pobliskiej galerii. Weszłyśmy do sklepu z odzieżą.
- Hej Callum - zagruchała słodko Rosie do kasjera.
  Zrobiłam wielkie oczy, a ona machnęła ręką, szepcząc : "Później ci powiem". Wzruszyłam ramionami. Złapałam w dłonie pierwsze lepsze bluzki i ruszyłam w stronę przebieralni. Wzięłam dwie z nich : czarną bokserkę i niebieską tunikę. Rosie kupiła przynajmniej trzy razy tyle co ja.
  Po kilku godzinach zakupów miałam dość.
- Wystarczy! Chodźmy na kawę.
 Rosie w żadnym stopniu nie wyglądała na zmęczoną. Weszłyśmy do kawiarni i zajęłyśmy dwa miejsca najbardziej oddalone od innych. Zamówiłyśmy po dużej latte'. W małej, ale ładnie urządzonej kawiarni było niewielu klientów. Przy barze siedziała jakaś młoda kobieta czytająca wczorajsze wydanie "Timesa". Przy stoliku w drugim kącie sali siedziała paczka przyjaciół. Na oko w naszym wieku. Najbliżej okna siedziała czarnowłosa dziewczyna o szczupłej, bladej twarzy. Obok niej siedział chłopak bardzo do niej podobny. Miał tak samo jak ona ciemne oczy. Może to jej brat? Nachylał się właśnie i mówił coś blondynowi. Cholernie przystojnemu blondynowi. Był umięśniony. Jego oczy miały barwę płynnego złota. Wszyscy troje ubrani byli w czarne skórzane ciuchy. Poczułam się wyjątkowo mało atrakcyjna. 
- Co ty na to Clars? - zapytała mnie Rosie.
  Popatrzyłam na nią nieobecnym wzrokiem.
- Ale na co? - zapytałam kątem oka zerkając na przyjaciół. Było coś w nich mrocznego i niepokojącego.
- Nie słuchałaś mnie.
- Przepraszam. Zapatrzyłam się.
- Na co? - blondynka podążyła za moim wzrokiem. Zrobiła zdziwioną minę. - Podziwiasz stolik i puste krzesła?
  Tym razem to ja popatrzyłam na nią zdziwiona.
- Puste?
- Clary tam nikogo nie ma! - powiedziała Rosie. Trochę za głośno, bo trójka przyjaciół odwróciła się w naszą stronę.
  Blondyn popatrzył na mnie. Zawstydzona opuściłam wzrok, pozwalając by moje płomienne rude włosy opadły na twarz.
- Ciszej! - syknęłam. - Przecież tam siedzą ludzie. Trójka. Dwóch chłopaków chyba starszych od nas i dziewczyna w mniej więcej naszym wieku.
  Rosie jeszcze raz odwróciła się w ich stronę. Pokręciła głową.
- Myślę, że powinnyśmy wracać do domu - powiedziała przerażona.
  Nie rozumiem o co jej chodzi! Przecież tam siedzi ten przystojny blondyn. Jeszcze raz zerknęłam na nich. Blondyn szeptał coś przyjaciołom i w pewnym momencie wskazując na nas. Może naprawdę zwariowałam? Dlaczego ja ich widzę, a Rosie nie?
- Może masz rację... Która godzina? - zapytałam.
- Wpół do dziesiątej.
- Co?! Cholera. Miałam być w domu o ósmej - powiedziałam.
  Szybko zapłaciłyśmy i wstałyśmy z miejsc. Kiedy przechodziłam obok stolika trójki przyjaciół czułam na sobie ich wzrok. Popatrzyłam na nich. Oni spojrzeli na siebie wstrząśnięci.
- Clary chodź! - zawołała Rosie.
- Idę - mruknęłam.
  Wyszłam z kawiarni z dziwnym przeświadczeniem, że wcale nie zwariowałam. 


Rozdział 1. krótki, ale mam nadzieję, że się spodoba.
Pozdrawiam gorąco i proszę o Wasze szczere opinie. 

7 komentarzy:

  1. Prolog, rozdział 1, no i całe to opowiadanie po prostu zaczyna się EXTRA <3 Już dodaję tego bloga do ulubionych, aby być na bieżąco :***

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapowiada się ciekawie. Czekam na nekst. ♥ Julia

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie się zapowiada czekam na więcej. :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jej nie moge się doczekać następnego rozdziału !!!

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział zajeb*sty!! Dawno nie określałam tak rozdziału ale ten jest cudowny, piękny... Nie wiem jak inaczej to opisać.
    Czekam na nexta!

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny rozdział, fajnie się czyta ;) czekam na następny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Boski :D
    Rosie zamiast Simona?? ;)
    Czekam na next :P

    OdpowiedzUsuń