To pierwsze LBA na tym blogu, a moje pierwsze TAG w ogóle. Bardzo dziękuję Veronice Hunter i Natalii Szarej. Dziękuję! <3
Pytania od Veroniki Hunter:
1. Co czujesz publikując nowy post na swoim blogu?
Najpierw obawę, że rozdział nie przypadnie Wam do gustu, ale kiedy widzę Wasze komentarze to jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemii. <3
2. Kim byś chciał/a zostać w przyszłości? Dlaczego?
Antropologiem. Powód jest dość prosty - kocham "Kości" i jakoś się zainspirowałam.
3. Co cię inspiruję, że dostajesz nowych pomysłów?
Ludzie, których codziennie mijam na ulicy, sytuacje, które mi się przydarzają, po prostu życie.
4. Wyobrażasz/planujesz sobie czasami fabułę ostatniego rozdziału twojego bloga?
Ostatni rozdział mam już mniej więcej zaplanowany, więc tak.
5. Jak wpadłaś na pomysł, aby zacząć pisać opowiadanie?
Tak właściwie to zainspirowała mnie moja kuzynka, której dałam do przeczytania "Miasto Kości" i wtedy jakoś pomyślałam, że czemu nie mogłabym napisać własnej wersji "Miasta Kości"? A dalej to jakoś samo się tak potoczyło.
6. Twój ulubiony owoc?
Arbuz.
7. Ulubiony przedmiot szkolny?
Chemia.
8. Pisanie to twoja pasja czy hobby?
Pasja.
9. Jakiej piosenki teraz najczęściej słuchasz?
Mam takich sześć (przepraszam, ale nie mogę wybrać tylko jednej). :D
Szymon Chodyniecki - Sam Na Sam
Ewa Farna - Rutyna
Marta Bijan - Say Something (cover)
Fall Out Boy - Centuries
John Legend - All Of Me
Mateusz Śniechowski - Powiedz Mi
10. Jak wygląda według ciebie idealna randka?
Ja kieruję się zasadą "nie ważne gdzie, ważne z kim". Ale jeśli miałabym już mówić o wymarzonej randce to przy świecach, tylko we dwoje.
11. Jak oceniasz siebie jako pisarkę w skali 1-10?
Mam nadzieję, że zasługuję na 6-7.
Pytania od Natalii :
1. Co sądzisz o mojej twórczości? Masz jakieś uwagi, czy rady?
Masz bardzo ciekawy i orginalny pomysł na opowiadanie. Moją jedyną uwagą jest to, że czasem pojawiają się błędy interpunkcyjne i ortograficzne, ale nie będę się czepiać, bo każdy ma do tego prawo.
2.Kiedy masz urodziny?
11 lutego
3.Jakie jest twoje największe marzenie?
Spotkać Ewę Farną, Martę Bijan i Birdy. To ostatnie jest nie do spełnienia... :c
4.Gdybyś miał/a jutro umrzeć co chciałbyś/chciałabyś wcześniej zrobić?
Spędzić czas z rodziną.
5. Jaka jest twoja ulubiona potrawa?
Pierogi :D
6.Jaki masz kolor oczu?
Zielone.
7. Masz jakieś pasje oprócz pisania? Jeśli tak, to jakie?
Fotografowanie.
8.Kim chciałbyś/chciałabyś zostać w przyszłości?
Antropologiem.
9. Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
Bez rodziny.
10.Jaki jest twój ulubiony smak lodów?
Czekoladowe.
11.Opisz siebie w 5 słowach.
Wyrozumiała, spokojna(zazwyczaj), przyjacielska, melancholijna, miła.
TAG
1.Wolisz czytać trylogię, czy powieści jednotomowe?
Trylogię.
2.Wolisz czytać autorki czy autorów?
Nie ma to dla mnie znaczenia.
3. Empik czy księgarnie internetowe?
Empik.
4. Wolisz ekranizację typu film czy typu serial?
Zależy. Ale chyba serial.
5.Wolisz czytać pięć stron dziennie czy pięć książek tygodniowo?
Pięć książek tygodniowo.
6.Wolisz być recenzentem czy autorem?
Autorem.
7.Wolisz w kółko czytać dwadzieścia książek, czy sięgać po nowe?
Sięgać po nowe.
8.Wolisz być bibliotekarzem czy sprzedawcą książek?
Bibliotekarzem .
9. Ulubiony typ literatury czy wszystko poza?
Ulubiony.
10.Książka fizyczna czy e-book?
Książka fizyczna.
Moje pytania do LBA :
1. Gdybyś mogła/mógł posiadać jedną wyjątkową umiejętność, jaka to by była?
2. Rodzina czy przyjaciele?
3. Ostatnia książka, przy której płakałaś/eś?
4. Ulubiony cytat.
5. Ulubiona książka.
6. Twoja największa zaleta?
7. Co zabrałabyś/zabrałbyś na bezludną wyspę?
8. Ile masz lat?
9. Największe marzenie?
10. Co Cię inspiruje?
11. Na jakiej planecie chciałabyś/chciałbyś mieszkasz?
Pytania do TAG są takie same.
Nominuję do TAG i LBA :
1. http://daryaniola-innahistoria.blogspot.com
2. http://daryaniolacityofangels.blogspot.com
3. http://jucy123.blogspot.com
4. http://piekielnaopowiesc.blogspot.com
5. http://bo-kochac-to-niszczyc.blogspot.com
6. http://miasto-walki.blogspot.com
7. http://nowe-zycie-clary-morgnstern.blogspot.com
8. http://all-of-mexx.blogspot.com
9. http://daryaniolamilosctowszystkocomamy.blogspot.com
10. http://tears-of-two-broken-angels.blogspot.com
11. http://wszystkokiedysupada.blogspot.com
sobota, 22 sierpnia 2015
niedziela, 9 sierpnia 2015
Rozdział 6.
Dziewczyna patrzyła na mnie bardzo zaskoczona. Cóż, ja też byłam NIECO zdziwiona.
- C-Clary? - wyjąkała.
- Ale jak to? To wy się znacie? - Isabelle złapała się za głowę.
- Chyba jednak nigdy się tak naprawdę nie znałyśmy - wysyczałam.
- Nie rozumiem - wtrąciła Denebelle.
- Pamiętasz jak mówiłam ci, że mam przyjaciółkę imieniem Rosie?
Den kiwnęła głową.
- To jest moja przyjaciółka. Rosie Night.
Denebelle i Isabelle patrzyły na mnie zaskoczone. Rosie spoglądała na swoje buty.
- Więc to Clary jest tą Przyziemną? - Izzy zwróciła się do Rosie.
- Yhym... - mruknęła.
- Świetnie! Wprost cudownie! - wyrzuciłam ręce w górę. - Mój mózg został wyprany, moja mama nie żyje, mój brat został porwany, a na dodatek okazuje się, że moja przyjaciółka cały czas mnie oszukiwała.
Mój głos drżał coraz bardziej. Wzięłam głęboki oddech. Czułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy.
Nie mogę się rozpłakać.
- Clary... - zaczęła łagodnie Rosie. - Ja... - Nie. Chcę. Tego. Słuchać. - wycedziłam przez zęby.
- Pozwól mi wytłumaczyć...
- Nie ma czego tłumaczyć. Ty wiedziałaś, prawda? Od samego początku razem z mamą mnie okłamywałyście.
Czułam zbierające się pod powiekami łzy. Jeśli zostanę tu dłużej, rozpłaczę się. Odwróciłam się i wybiegłam z kuchni. A raczej taki miałam zamiar, bo zderzyłam się z czymś twardym.
- Clary co się stało? - pytał David, bo to właśnie z nim się zderzyłam.
Spojrzałam w jego błękitne oczy. Widziałam w nich troskę. Odsunęłam się od niego.
- Przepraszam.
- W porządku. Co się stało? - ponowił swoje pytanie.
Nie odpowiedziałam mu tylko wyminęłam go i wybiegłam po schodach. Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko.
Czy to możliwe jest żeby w ciągu kilku chwil cały świat zawalił się nam na głowę? Czy to możliwe stracić w ciągu kilku dni wszystkie osoby, które się kochało?
Leżałam i wpatrywałam się w sufit. Ta cisza mnie przytłaczała. Nie mogłam jej znieść. Sięgnęłam po iPoda, podłączyłam słuchawki i włączyłam muzykę.
"Oh lights go down. In the moment we're lost and found. I just wanna be by your side. If these wings could fly. For the rest of our lives."
Wyjęłam słuchawki z uszu.
"Chcę tylko być przy Tobie"
Ktoś pukał do drzwi.
- Rosie, nie chcę z tobą rozmawiać - powiedziałam, odwracając się tyłem do drzwi.
Drzwi otworzyły się.
- Jako, że nie jestem Rosie, pozwoliłem sobie wejść.
Spojrzałam na blondyna. Usiadł obok mnie na łóżku.
- Wszystko w porządku? - zapytał, kładąc dłoń na mojej nodze.
Spojrzałam na niego wzrokiem, który mówił: "serio?".
- Okej, głupie pytanie - Jace uniósł ręce w geście poddania.
- Trochę - przytaknęłam.
- Co się stało w kuchni?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Rozumiem.
Powiedział to tonem, jakby naprawdę doskonale rozumiał. Ale nie mógł, prawda?
- Ale jakby co wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć?
Naprawdę?
- Tak wiem, Jace. Dziękuję.
Położyłam swoją dłoń na jego.
- Twoja dłoń wydaje się taka mała - stwierdził Jace, marszcząc brwi.
Rzeczywiście. Moja dłoń kończyła się tam gdzie zaczynały się jego ostatnie paliczki. Jego palce były szczupłe i smukłe, jak dłonie pianisty. Moja dłoń wydawała się niezwykle blada w porównaniu z dłonią blondyna. Chciałam zabrać dłoń, ale Jace ujął ją i pokrzepiająco uścisnął.
- Posuń się.
Posunęłam się na kraniec łóżka. Jace położył się na wznak, zakładając ręce nad głową. Nasze ramiona i nogi stykały się.
- Zagrajmy w grę - powiedział patrząc mi w oczy.
- Jaką?
- Zadajemy sobie pytania.
- Okej. Mogę zacząć? - zapytałam.
- Pewnie.
Podsunęłam się wyżej na łóżku. Oparłam głowę o wezgłowie.
- Więc... Dlaczego jesteś dla mnie taki miły?
Spojrzałam na Jace`a. Patrzył na ścianę. Po chwili jego złociste tęczówki znów się we mnie wpatrywały.
- Cóż... Zrozumiałem, że na początku byłem dla ciebie chamski. Chciałabym to naprawić, bo jesteś piękną i mądrą osobą, a nie chcę się z tobą kłócić.
On naprawdę uważa, że jestem piękna?
Poczułam jak ciepło wkrada się na moje policzki.
- Poza tym wiesz, nie chciałem mieć cię za wroga. Masz mocny cios.
- Przepraszam - wybąkałam.
- Nic się nie stało. Nie dziwię ci się. W końcu gdyby mnie zaatakował jakiś obleśny typ...
- Nie jesteś obleśny - przerwałam mu.
- Wiem - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Ale zawsze miło to słyszeć.
Dałam mu kuksańca w bok.
- Teraz moja kolej. Dlaczego tak zareagowałaś na widok Rosie?
- Przez ostatnie dwa lata uważałam ją za przyjaciółkę. Chodziłyśmy razem do szkoły, dzieliłyśmy jedną ławkę, nocowałyśmy u siebie, a teraz okazuje się, że to wszystko było jednym, wielkim kłamstwem. Kłamała na każdym kroku. Teraz już nie wiem co w moim życiu było prawdą, a co kłamstwem. Teraz ja. Który z twoich przyjaciół jest ci najbliższy?
- Myślę, że żaden nie jest ważniejszy czy mniej ważny. W różnych sytuacjach każdy z nich dla mnie podporą. Nigdy nie miałaś wrażenia, że nie pasujesz do tamtego świata, że jesteś inna?
- Czasami miałam wrażenie, że tam nie pasuję. Ale nie mówię o tym, że czułam się wyjątkowa, tylko po prostu inna niż pozostali. Tylko Rosie mnie rozumiała - westchnęłam. - Ile osób tak właściwie mieszka tutaj?
- Trzynaście - odpowiedział po chwili.
- Ale jak?
Jak liczyłam to mi ciągle wychodziło dziesięć.
- Jeszcze rodzice i brat Isabelle i Aleca.
- Gdzie oni teraz są?
- W Idrisie. Clave ma teraz zebranie i Lightwoodowie muszą na nim być. Wzięli ze sobą Maxa.
- On się nie musi uczyć?
- Ma dziewięć lat. Nauka jest obowiązkowa od jedenastu do osiemnastu lat. Później Clave decyduje gdzie masz mieszkać w Idrisie czy gdzieś indziej.
- Tony by się ucieszył. Nie lubił chodzić do przedszkola.
- Jaki on jest?
- Bardzo trudno jest mu zaufać ludziom i jest tylko kilka osób, ktorym w pełni ufa. Jak to sześcioletni chłopiec lubi samochody, kreskówki. Od dziecka marzy żeby pójść do Disneylandu. Jego ulubionym super bohaterem jest Spider - Man. Ma bardzo ciemne oczy i jasne włosy, prawie białe. Jest strasznie hałaśliwy - przerwałam. - I cholernie mi go brakuje - wyszeptałam.
- Ej, głowa do góry. Znajdziemy go. I zabierzemy do największego Disneylandu, okej?
Uśmiechnęłam się.
- Okej. Wspomniałeś coś o Clave, kim są? I o Idrisie?
- Idris to kraj Nocnych Łowców. Nie ma go na mapach Przyziemnych. Jest tam tylko jedno miasto, stolica - Alicante. To najpiękniejszy kraj na świecie. Clave jest czymś w rodzaju rządu. Zarządzają krajem, pilnują porządku.
- Mieszkałeś tam kiedyś? Znaczy w Idrisie.
- Tak. Tam się urodziłem. Ale czternaście lat temu Clave zesłało nas do Nowego Jorku.
- Isabelle, Aleca, Denebelle i resztę też?
- Nie wszystkich. Lenny i Dante mieszkają tu od urodzenia. Lightwoodowie, cóż... tylko Alec urodził się w Idrisie. Jak był niemowlakiem zostali przydzieleni do kierowania tutejszym Instytutem. Hodge dołączył do nich później. Po jakiejś bitwie został ciężko ranny i nie był w stanie wrócić całkowicie do zdrowia. Więc zesłali go tutaj, żeby pomógł Maryse i Robertowi. Moja rodzina, rodzina Denebelle i Davida oraz rodzina Michaela i Emmy zostały zesłane w tym samym czasie.
- Mówiłeś, że uczycie się dla osiemnastu lat, a później co?
- Clave wysyła nas tam gdzie jesteśmy najbardziej potrzebni. To ostatni rok Aleca, Lenny`ego i Michaela.
- Kiedy się urodziłeś?
- 30 listopada.
- To już za miesiąc. Już wiem co ci kupię na urodziny.
- Co?
- Koszulkę z napisem : "Uwaga! Ego wielkości Stanów Zjednoczonych".
Popatrzył na mnie jakby sprawdzał czy mówię prawdę. Wybuchnęliśmy śmiechem.
****
Valentine usłyszał pukanie do drzwi. Przerwał pisanie listu.
Kto śmie zakłócać jego spokój? Przecież wyraźnie powiedział Mortalhollow'owi żeby mu nie przeszkadzać.
Do gabinetu wszedł nie kto inny jak Mortalhollow. Dygnął.
- Przecież wyraźnie mówiłem żeby mi nie przeszkadzać! - wybuchnął Morgenstern.
- Panie, chłopiec się obudził. Służące go teraz przebierają.
Na twarzy Valentine'a pojawił się uśmiech. Wstał zza biurka i stanął przed Mortalhollow'em. Klasnął w dłonie.
- Wyśmienicie! Na co czekasz, głupcze? Przyprowadź mojego syna!
- Tak jest, Panie.
I już go nie było. Valentine wyglądał na zadowolonego z siebie. Wreszcie dostanie to czego chce. Tylko potrzebuje Clarrissy.
Służąca wprowadziła chłopca, ukłoniła się i wyszła. Chłopiec wyglądał identycznie jak ojciec. Te same włosy, oczy i rysy twarzy. Ubrany w długie spodnie i koszulę wprost przypominał Valentine'a w dzieciństwie. Wzrok chłopca przesuwał się po całym pomieszczeniu aby wreszcie w końcu utkwić w ojcu.
- Usiądź, Anthony - imię chłopca wymówił z pogardą. On by wybrał inne, lepsze. Na Clarissę zgodził się tylko, dlatego że Jocelyn nalegała.
- Gdzie jestem? - w tonie chłopca było słychać strach.
- W domu, synu.
- Mój tata nie żyje.
- Matka cię okłamała.
- Gdzie jest mama? Dlaczego ona się nie ruszała?
- Nie zrozum mnie źle, ale nie była nam potrzebna. Kiedyś ją kochałem. A ona zabrała mi wszystko.
- Gdzie Clary? - zapytał płaczliwym tonem.
- Za niedługo będzie z nami.
- Ja chcę do Clary! - wybuchnął płaczem.
Valentine skrzywił się. Nie lubił płaczących dzieci.
- Nie płacz. Wróć do swojego pokoju.
Chłopiec bez słowa wyszedł. Przez chwilę Valentine delektował się ciszą. Po chwili wrócił do pisania listu.
****
- Wystarczy! - podniosłam ręce w geście poddania.
Próbowałam przestać się śmiać. Wytarłam łzy z kącików oczu. Przez ostatnie pół godziny Jace opowiadał mi kawały. Tak naprawdę żaden z nich nie był śmieszny, a ja śmiałam się bardziej z blondyna.
- Chcesz jeszcze jeden?
- Nie, nie, proszę.
Zatkałam mu usta swoją dłonią. Kiedy byłam pewna, że już nic nie powie zabrałam ją.
- Nie wygodnie tu - jęknęłam.
Jace zajął prawie całe łóżko.
- Posuń się! - powiedziałam, a on pokręcił głową.
Próbowałam go zepchnąć, ale był za ciężki. Chłopak zrobił zadowoloną minę. Westchnęłam. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Jace zaczął się bawić moimi włosami. Nawijał je na palec i puszczał.
Nagle do pokoju wszedł David. Usiadłam szybko na łóżku, obciągnęłam bluzkę i przygładziłam włosy. Jace nie ruszył się nawet o milimetr.
Brat Denebelle ciskał w nas gromami.
- Nie wiesz, że się puka? - powiedział znudzonym głosem blondyn.
- To jej pokój, nie twój.
- Ale mimo wszystko...
- Zamknij się Jace! - krzyknęłam.
W oczach Jace`a pojawiła się... uraza? Prychnął i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
- Przyszedłem ci powiedzieć, że Hodge prosi żebyś przyszła do jego gabinetu - rzucił i wyszedł, oczywiście trzaskając drzwiami.
Co te biedne drzwi im zrobiły?
Wszystko fajnie tylko... gdzie jest gabinet Hodge`a? Zapytam Denebelle lub Isabelle.
Zapukałam do pokoju Denebelle. Dziewczyna otworzyła mi.
- O, hej Clary.
- Denebelle, pokażesz mi gdzie jest gabinet Hodge`a?
- Pewnie.
Dziewczyna zaprowadziła mnie na sam dół. Okazało się, że gabinet Hodge`a jest niedaleko biblioteki. Nie tej, którą pokazał mi Jace, tylko tej mniejszej.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Jakby co jestem w pokoju - powiedziała i poszła.
Wzięłam głęboki wdech i zapukałam.
- Proszę.
Weszłam do gabinetu profesora. Było to nieduże koliste pomieszczenie. Hodge siedział za masywnym, ciemnym biurkiem. Wszędzie były książki - na półkach, pod ścianami i na biurku.
- Usiądź - powiedział i wskazał mi krzesło naprzeciwko siebie.
- O czym chciał pan ze mną porozmawiać?
- Cisi Bracia skończyli badać ciało twojej matki. Wiemy jedno. To co ją zabiło to nie był demon.
- Skąd pan wie?
- Każda rana pozostawiona przez demona będzie miała ślady demonicznej posoki.
- Czy moją mamę mógł zabić Valentine? - zacisnęłam dłonie w pięści.
- To prawdopodobne.
Czułam jak paznokcie wybijają mi się w skórę.
- Jest jeszcze coś, Clary.
- Mianowicie?
- Jutro odbędzie się pogrzeb Jocelyn.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Przykro mi Clary. Pogrzeb odbędzie się o 11.
Nie chciałam tego słuchać. Wybiegłam jak ostatni tchórz. Zatrzymałam oddech. Pokonywałam kolejne stopnie aż znalazłam się na samej górze. Zaczęłam szybko oddychać dopiero jak byłam na dachu. Ostrożnie podeszłam do krawędzi. Czubki moich trampek wystawały za krawędź.
Jeden krok. Tylko jeden krok. A potem będę szczęśliwa. Ale czy jestem w stanie go zrobić?
Jeszcze bardziej wysunęłam trampki za krawędź.
Bardziej gotowa nie będę.
Tony kocham cię i przepraszam...
Nie zabijajcie! :c
Przepraszam za nieobecność. Mam nadzieję, że rozdział się podoba.
Jak zauważyliście (bądź też nie) w rozdziale pojawił się fragment w narracji trzecioosobowej. Od teraz czasem pojawiać się będzie taki fragment. Mam nadzieję, że Wam to nie będzie przeszkadzać.
W ramach rekompensaty za nieobecność zadawajcie mi pytania w komentarzach, a ja odpowiem na wszystkie. Pytajcie o co chcecie.
I proszę, żeby każdy kto przeczyta rozdział zostawił po sobie
komentarz.
Pozdrawiam!
- C-Clary? - wyjąkała.
- Ale jak to? To wy się znacie? - Isabelle złapała się za głowę.
- Chyba jednak nigdy się tak naprawdę nie znałyśmy - wysyczałam.
- Nie rozumiem - wtrąciła Denebelle.
- Pamiętasz jak mówiłam ci, że mam przyjaciółkę imieniem Rosie?
Den kiwnęła głową.
- To jest moja przyjaciółka. Rosie Night.
Denebelle i Isabelle patrzyły na mnie zaskoczone. Rosie spoglądała na swoje buty.
- Więc to Clary jest tą Przyziemną? - Izzy zwróciła się do Rosie.
- Yhym... - mruknęła.
- Świetnie! Wprost cudownie! - wyrzuciłam ręce w górę. - Mój mózg został wyprany, moja mama nie żyje, mój brat został porwany, a na dodatek okazuje się, że moja przyjaciółka cały czas mnie oszukiwała.
Mój głos drżał coraz bardziej. Wzięłam głęboki oddech. Czułam jak pod powiekami zbierają mi się łzy.
Nie mogę się rozpłakać.
- Clary... - zaczęła łagodnie Rosie. - Ja... - Nie. Chcę. Tego. Słuchać. - wycedziłam przez zęby.
- Pozwól mi wytłumaczyć...
- Nie ma czego tłumaczyć. Ty wiedziałaś, prawda? Od samego początku razem z mamą mnie okłamywałyście.
Czułam zbierające się pod powiekami łzy. Jeśli zostanę tu dłużej, rozpłaczę się. Odwróciłam się i wybiegłam z kuchni. A raczej taki miałam zamiar, bo zderzyłam się z czymś twardym.
- Clary co się stało? - pytał David, bo to właśnie z nim się zderzyłam.
Spojrzałam w jego błękitne oczy. Widziałam w nich troskę. Odsunęłam się od niego.
- Przepraszam.
- W porządku. Co się stało? - ponowił swoje pytanie.
Nie odpowiedziałam mu tylko wyminęłam go i wybiegłam po schodach. Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko.
Czy to możliwe jest żeby w ciągu kilku chwil cały świat zawalił się nam na głowę? Czy to możliwe stracić w ciągu kilku dni wszystkie osoby, które się kochało?
Leżałam i wpatrywałam się w sufit. Ta cisza mnie przytłaczała. Nie mogłam jej znieść. Sięgnęłam po iPoda, podłączyłam słuchawki i włączyłam muzykę.
"Oh lights go down. In the moment we're lost and found. I just wanna be by your side. If these wings could fly. For the rest of our lives."
Wyjęłam słuchawki z uszu.
"Chcę tylko być przy Tobie"
Ktoś pukał do drzwi.
- Rosie, nie chcę z tobą rozmawiać - powiedziałam, odwracając się tyłem do drzwi.
Drzwi otworzyły się.
- Jako, że nie jestem Rosie, pozwoliłem sobie wejść.
Spojrzałam na blondyna. Usiadł obok mnie na łóżku.
- Wszystko w porządku? - zapytał, kładąc dłoń na mojej nodze.
Spojrzałam na niego wzrokiem, który mówił: "serio?".
- Okej, głupie pytanie - Jace uniósł ręce w geście poddania.
- Trochę - przytaknęłam.
- Co się stało w kuchni?
- Nie chcę o tym rozmawiać.
- Rozumiem.
Powiedział to tonem, jakby naprawdę doskonale rozumiał. Ale nie mógł, prawda?
- Ale jakby co wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć?
Naprawdę?
- Tak wiem, Jace. Dziękuję.
Położyłam swoją dłoń na jego.
- Twoja dłoń wydaje się taka mała - stwierdził Jace, marszcząc brwi.
Rzeczywiście. Moja dłoń kończyła się tam gdzie zaczynały się jego ostatnie paliczki. Jego palce były szczupłe i smukłe, jak dłonie pianisty. Moja dłoń wydawała się niezwykle blada w porównaniu z dłonią blondyna. Chciałam zabrać dłoń, ale Jace ujął ją i pokrzepiająco uścisnął.
- Posuń się.
Posunęłam się na kraniec łóżka. Jace położył się na wznak, zakładając ręce nad głową. Nasze ramiona i nogi stykały się.
- Zagrajmy w grę - powiedział patrząc mi w oczy.
- Jaką?
- Zadajemy sobie pytania.
- Okej. Mogę zacząć? - zapytałam.
- Pewnie.
Podsunęłam się wyżej na łóżku. Oparłam głowę o wezgłowie.
- Więc... Dlaczego jesteś dla mnie taki miły?
Spojrzałam na Jace`a. Patrzył na ścianę. Po chwili jego złociste tęczówki znów się we mnie wpatrywały.
- Cóż... Zrozumiałem, że na początku byłem dla ciebie chamski. Chciałabym to naprawić, bo jesteś piękną i mądrą osobą, a nie chcę się z tobą kłócić.
On naprawdę uważa, że jestem piękna?
Poczułam jak ciepło wkrada się na moje policzki.
- Poza tym wiesz, nie chciałem mieć cię za wroga. Masz mocny cios.
- Przepraszam - wybąkałam.
- Nic się nie stało. Nie dziwię ci się. W końcu gdyby mnie zaatakował jakiś obleśny typ...
- Nie jesteś obleśny - przerwałam mu.
- Wiem - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Ale zawsze miło to słyszeć.
Dałam mu kuksańca w bok.
- Teraz moja kolej. Dlaczego tak zareagowałaś na widok Rosie?
- Przez ostatnie dwa lata uważałam ją za przyjaciółkę. Chodziłyśmy razem do szkoły, dzieliłyśmy jedną ławkę, nocowałyśmy u siebie, a teraz okazuje się, że to wszystko było jednym, wielkim kłamstwem. Kłamała na każdym kroku. Teraz już nie wiem co w moim życiu było prawdą, a co kłamstwem. Teraz ja. Który z twoich przyjaciół jest ci najbliższy?
- Myślę, że żaden nie jest ważniejszy czy mniej ważny. W różnych sytuacjach każdy z nich dla mnie podporą. Nigdy nie miałaś wrażenia, że nie pasujesz do tamtego świata, że jesteś inna?
- Czasami miałam wrażenie, że tam nie pasuję. Ale nie mówię o tym, że czułam się wyjątkowa, tylko po prostu inna niż pozostali. Tylko Rosie mnie rozumiała - westchnęłam. - Ile osób tak właściwie mieszka tutaj?
- Trzynaście - odpowiedział po chwili.
- Ale jak?
Jak liczyłam to mi ciągle wychodziło dziesięć.
- Jeszcze rodzice i brat Isabelle i Aleca.
- Gdzie oni teraz są?
- W Idrisie. Clave ma teraz zebranie i Lightwoodowie muszą na nim być. Wzięli ze sobą Maxa.
- On się nie musi uczyć?
- Ma dziewięć lat. Nauka jest obowiązkowa od jedenastu do osiemnastu lat. Później Clave decyduje gdzie masz mieszkać w Idrisie czy gdzieś indziej.
- Tony by się ucieszył. Nie lubił chodzić do przedszkola.
- Jaki on jest?
- Bardzo trudno jest mu zaufać ludziom i jest tylko kilka osób, ktorym w pełni ufa. Jak to sześcioletni chłopiec lubi samochody, kreskówki. Od dziecka marzy żeby pójść do Disneylandu. Jego ulubionym super bohaterem jest Spider - Man. Ma bardzo ciemne oczy i jasne włosy, prawie białe. Jest strasznie hałaśliwy - przerwałam. - I cholernie mi go brakuje - wyszeptałam.
- Ej, głowa do góry. Znajdziemy go. I zabierzemy do największego Disneylandu, okej?
Uśmiechnęłam się.
- Okej. Wspomniałeś coś o Clave, kim są? I o Idrisie?
- Idris to kraj Nocnych Łowców. Nie ma go na mapach Przyziemnych. Jest tam tylko jedno miasto, stolica - Alicante. To najpiękniejszy kraj na świecie. Clave jest czymś w rodzaju rządu. Zarządzają krajem, pilnują porządku.
- Mieszkałeś tam kiedyś? Znaczy w Idrisie.
- Tak. Tam się urodziłem. Ale czternaście lat temu Clave zesłało nas do Nowego Jorku.
- Isabelle, Aleca, Denebelle i resztę też?
- Nie wszystkich. Lenny i Dante mieszkają tu od urodzenia. Lightwoodowie, cóż... tylko Alec urodził się w Idrisie. Jak był niemowlakiem zostali przydzieleni do kierowania tutejszym Instytutem. Hodge dołączył do nich później. Po jakiejś bitwie został ciężko ranny i nie był w stanie wrócić całkowicie do zdrowia. Więc zesłali go tutaj, żeby pomógł Maryse i Robertowi. Moja rodzina, rodzina Denebelle i Davida oraz rodzina Michaela i Emmy zostały zesłane w tym samym czasie.
- Mówiłeś, że uczycie się dla osiemnastu lat, a później co?
- Clave wysyła nas tam gdzie jesteśmy najbardziej potrzebni. To ostatni rok Aleca, Lenny`ego i Michaela.
- Kiedy się urodziłeś?
- 30 listopada.
- To już za miesiąc. Już wiem co ci kupię na urodziny.
- Co?
- Koszulkę z napisem : "Uwaga! Ego wielkości Stanów Zjednoczonych".
Popatrzył na mnie jakby sprawdzał czy mówię prawdę. Wybuchnęliśmy śmiechem.
****
Valentine usłyszał pukanie do drzwi. Przerwał pisanie listu.
Kto śmie zakłócać jego spokój? Przecież wyraźnie powiedział Mortalhollow'owi żeby mu nie przeszkadzać.
Do gabinetu wszedł nie kto inny jak Mortalhollow. Dygnął.
- Przecież wyraźnie mówiłem żeby mi nie przeszkadzać! - wybuchnął Morgenstern.
- Panie, chłopiec się obudził. Służące go teraz przebierają.
Na twarzy Valentine'a pojawił się uśmiech. Wstał zza biurka i stanął przed Mortalhollow'em. Klasnął w dłonie.
- Wyśmienicie! Na co czekasz, głupcze? Przyprowadź mojego syna!
- Tak jest, Panie.
I już go nie było. Valentine wyglądał na zadowolonego z siebie. Wreszcie dostanie to czego chce. Tylko potrzebuje Clarrissy.
Służąca wprowadziła chłopca, ukłoniła się i wyszła. Chłopiec wyglądał identycznie jak ojciec. Te same włosy, oczy i rysy twarzy. Ubrany w długie spodnie i koszulę wprost przypominał Valentine'a w dzieciństwie. Wzrok chłopca przesuwał się po całym pomieszczeniu aby wreszcie w końcu utkwić w ojcu.
- Usiądź, Anthony - imię chłopca wymówił z pogardą. On by wybrał inne, lepsze. Na Clarissę zgodził się tylko, dlatego że Jocelyn nalegała.
- Gdzie jestem? - w tonie chłopca było słychać strach.
- W domu, synu.
- Mój tata nie żyje.
- Matka cię okłamała.
- Gdzie jest mama? Dlaczego ona się nie ruszała?
- Nie zrozum mnie źle, ale nie była nam potrzebna. Kiedyś ją kochałem. A ona zabrała mi wszystko.
- Gdzie Clary? - zapytał płaczliwym tonem.
- Za niedługo będzie z nami.
- Ja chcę do Clary! - wybuchnął płaczem.
Valentine skrzywił się. Nie lubił płaczących dzieci.
- Nie płacz. Wróć do swojego pokoju.
Chłopiec bez słowa wyszedł. Przez chwilę Valentine delektował się ciszą. Po chwili wrócił do pisania listu.
****
- Wystarczy! - podniosłam ręce w geście poddania.
Próbowałam przestać się śmiać. Wytarłam łzy z kącików oczu. Przez ostatnie pół godziny Jace opowiadał mi kawały. Tak naprawdę żaden z nich nie był śmieszny, a ja śmiałam się bardziej z blondyna.
- Chcesz jeszcze jeden?
- Nie, nie, proszę.
Zatkałam mu usta swoją dłonią. Kiedy byłam pewna, że już nic nie powie zabrałam ją.
- Nie wygodnie tu - jęknęłam.
Jace zajął prawie całe łóżko.
- Posuń się! - powiedziałam, a on pokręcił głową.
Próbowałam go zepchnąć, ale był za ciężki. Chłopak zrobił zadowoloną minę. Westchnęłam. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej. Jace zaczął się bawić moimi włosami. Nawijał je na palec i puszczał.
Nagle do pokoju wszedł David. Usiadłam szybko na łóżku, obciągnęłam bluzkę i przygładziłam włosy. Jace nie ruszył się nawet o milimetr.
Brat Denebelle ciskał w nas gromami.
- Nie wiesz, że się puka? - powiedział znudzonym głosem blondyn.
- To jej pokój, nie twój.
- Ale mimo wszystko...
- Zamknij się Jace! - krzyknęłam.
W oczach Jace`a pojawiła się... uraza? Prychnął i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami.
- Przyszedłem ci powiedzieć, że Hodge prosi żebyś przyszła do jego gabinetu - rzucił i wyszedł, oczywiście trzaskając drzwiami.
Co te biedne drzwi im zrobiły?
Wszystko fajnie tylko... gdzie jest gabinet Hodge`a? Zapytam Denebelle lub Isabelle.
Zapukałam do pokoju Denebelle. Dziewczyna otworzyła mi.
- O, hej Clary.
- Denebelle, pokażesz mi gdzie jest gabinet Hodge`a?
- Pewnie.
Dziewczyna zaprowadziła mnie na sam dół. Okazało się, że gabinet Hodge`a jest niedaleko biblioteki. Nie tej, którą pokazał mi Jace, tylko tej mniejszej.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Jakby co jestem w pokoju - powiedziała i poszła.
Wzięłam głęboki wdech i zapukałam.
- Proszę.
Weszłam do gabinetu profesora. Było to nieduże koliste pomieszczenie. Hodge siedział za masywnym, ciemnym biurkiem. Wszędzie były książki - na półkach, pod ścianami i na biurku.
- Usiądź - powiedział i wskazał mi krzesło naprzeciwko siebie.
- O czym chciał pan ze mną porozmawiać?
- Cisi Bracia skończyli badać ciało twojej matki. Wiemy jedno. To co ją zabiło to nie był demon.
- Skąd pan wie?
- Każda rana pozostawiona przez demona będzie miała ślady demonicznej posoki.
- Czy moją mamę mógł zabić Valentine? - zacisnęłam dłonie w pięści.
- To prawdopodobne.
Czułam jak paznokcie wybijają mi się w skórę.
- Jest jeszcze coś, Clary.
- Mianowicie?
- Jutro odbędzie się pogrzeb Jocelyn.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Przykro mi Clary. Pogrzeb odbędzie się o 11.
Nie chciałam tego słuchać. Wybiegłam jak ostatni tchórz. Zatrzymałam oddech. Pokonywałam kolejne stopnie aż znalazłam się na samej górze. Zaczęłam szybko oddychać dopiero jak byłam na dachu. Ostrożnie podeszłam do krawędzi. Czubki moich trampek wystawały za krawędź.
Jeden krok. Tylko jeden krok. A potem będę szczęśliwa. Ale czy jestem w stanie go zrobić?
Jeszcze bardziej wysunęłam trampki za krawędź.
Bardziej gotowa nie będę.
Tony kocham cię i przepraszam...
Nie zabijajcie! :c
Przepraszam za nieobecność. Mam nadzieję, że rozdział się podoba.
Jak zauważyliście (bądź też nie) w rozdziale pojawił się fragment w narracji trzecioosobowej. Od teraz czasem pojawiać się będzie taki fragment. Mam nadzieję, że Wam to nie będzie przeszkadzać.
W ramach rekompensaty za nieobecność zadawajcie mi pytania w komentarzach, a ja odpowiem na wszystkie. Pytajcie o co chcecie.
I proszę, żeby każdy kto przeczyta rozdział zostawił po sobie
komentarz.
Pozdrawiam!
Subskrybuj:
Posty (Atom)